Wbrew protestom prawników, organizacji praw człowieka i partii politycznych, Prezydent Bronisław Komorowski podpisał ustawę ograniczającą prawo do zgromadzeń publicznych. Organizatorzy manifestacji będą odtąd odpowiadali karnie i finansowo za działania uczestników. W praktyce oznacza to zamach na demokrację, ponieważ każdy, kto zechce zorganizować manifestację, zastanowi się 10 razy, czy chce za nią zaryzykować swoim majątkiem i wolnością. Tego typu represja narusza podstawową wolność obywatelską, jaką jest prawo do zgromadzeń. Każde tego typu ograniczenie, tak jak ograniczenie wolności słowa, jest nie do pomyślenia w krajach demokratycznych.
Od momentu wejścia w życie nowelizacji bez problemu można będzie zniszczyć każdą osobę lub organizację poprzez prowokacje zastosowane w czasie manifestacji. Byliśmy tego świadkami w czasie ubiegłorocznego Marszu Niepodległości.
Oczywiste jest, że w przypadku dużych zgromadzeń organizator nie jest w stanie skontrolować wszystkich ich uczestników – do domeny Państwa należała odpowiedzialność za ewentualne naruszanie prawa. W każdym kraju demokratycznym ta odpowiedzialność należy do zasadniczych kosztów demokracji i jest wpisana w obowiązujący porządek prawny. W Polsce już nie.
Jedyną nadzieją pozostaje Trybunał Konstytucyjny, do którego nowelizacja ma być zaskarżona. Zapowiedziały to już liczne organizacje, m.in. Helsińska Fundacja Praw Człowieka, „Solidarność”, oraz partie polityczne: PiS oraz Ruch Palikota.
http://www.tvn24.pl/pis-i-ruch-palikota-zaskarza-prezydencka-ustawe,280843,s.html