Menu Zamknij

Fikcyjny świat Gazety Wyborczej. List w sprawie artykułu „Nas się nie tyka”.

Gazeta Wyborcza opublikowała w „Dużym Formacie” wywiad z  panią Anetą (nazwiska nie podano), kibicującą zespołowi Odry Opole. Problem w tym, że tekst okazał się wyssany z palca, ponieważ wypowiedzi rzekomej pani Anety stoją w zupełnej sprzeczności z faktami.

Poniżej publikujemy list kibica Odry Opole, który dziś pojawił się na Wykopie. W liście tym autor punkt po punkcie udowadnia oszustwo i fikcyjność wywiadu. Warto zapoznać się z tym tekstem, by mieć świadomość, jak wirtualny świat serwują nam niektóre media i z jakim dystansem należy podchodzić ich przekazów.

Gazeta Wyborcza, w ostatnim wydaniu magazynu Duży Format, umieściła na okładce fotkę dziewczyny w szaliku opolskiej Odry. Sprawiło to, że wziąłem się za czytanie i szybko zrozumiałem, że cała ta postać jest od początku do końca wymyślona.

Nie mam tego jak udowodnić, macie tylko moje słowo kontra artykuł w gazecie, ale spróbuję.

Po pierwsze, na mecze Odry Opole chodzę regularnie od 1994 roku, czyli już 18 lat, na „sektor ultrasów” jak to brzmi w artykule, od lat 11, wpierw był to tzw „center sector”, a po wybudowaniu nowej trybuny „sektor A”. Od ok. 5/6 lat jestem jednym z głównych organizatorów zorganizowanego ruchu kibicowskiego na Odrze, bez mojej wiedzy i/lub akceptacji nie dzieje się właściwie nic, od opraw począwszy, przez wyjazdy, na wprowadzanych piosenkach skończywszy. Tak więc, na ogół znam 99% aktywnych kibiców z sektora A, co jest o tyle łatwiejsze, że od paru lat pałętamy się wpierw po dołach 1 ligi, żeby potem rozwiązać klub i zacząć od nowa w 4 lidze, więc frekwencja nie powala.

No, ale przejdźmy do artykułu. Oryginał tutaj: http://wyborcza.pl/1,75480,11877467,Nas_sie_nie_tyka.html

Choć zdarzyło się, że musiałam się usuwać przed policją, która po „meczu śmierci”, czyli dwóch nienawidzących się drużyn, rozdzielała kibiców rzucających w siebie kamieniami i butelkami. Wkurza mnie, że na powstrzymywanie takich idiotów idą nasze podatki.

Ostatnia awantura z „rzucaniem kamieniami i butelkami” miała miejsce w Opolu gdzieś w 2001 roku, na meczu ze Śląskiem Wrocław lub GKS Katowice. Wtedy „sektor ultrasów” znajdował się na starej trybunie, a młyn był ok 100-150 osobowy, a porządku tam pilnowali skini, którzy z pewnością nie wpuściliby do niego 18letniej dziewczynki. Po tym okresie zdarzały się jeszcze jakieś drobne awantury, ale nigdy nie dochodziło nawet do zbliżenia się poza stadionem dwóch grup (bo na stadionie nikt by „kamieniami i butelkami” nie rzucał).

Mężczyźni uwielbiają kibicki, ale pod warunkiem że są śliczne, mają długie włosy i przychodzą na stadion w staniku w barwach narodowych, z piersiami na wierzchu. Nie powinny interesować się piłką nożną, tylko przyjść na mecz i kibicować drużynie, skacząc i potrząsając biustem. Bardzo seksistowskie.

Dziwne sformułowanie jak na „wojującą feministkę” na jaką się określa wcześniej. Zdanie o tyle obraźliwe, że wiele fanatyczek udziela się aktywnie w grupie ultras czy stowarzyszeniu i na naszym sektorze można by naliczyć kilkanaście kobiet które mają co najmniej kilkadziesiąt wyjazdów, a nie jest również niczym dziwnym, że nawet ci najbardziej zaangażowani w ruch kibicowski przychodzą na mecze do „sektora ultras” ze swoimi dziewczynami.

Długo kibicowałam naszej Odrze Opole. Na meczach zawsze stawałam w sektorze ultrasów, czyli najbardziej zaangażowanych w mecz kibiców. Nie byłam z nimi związana, ale oni najgłośniej kibicowali i to było dla mnie fajniejsze widowisko niż sam mecz – nosili szaliki, palili race, robili wielkie flagi sektorówki, śpiewali, krzyczeli. Ja też krzyczałam, przeklinałam, śpiewałam przyśpiewki. Moja ulubiona: „Nie pójdziemy dziś do kina, nie pójdziemy do kościoła, nie pójdziemy do burdelu, serce nas na stadion woła”

Tutaj właśnie parsknąłem śmiechem, a sam ten cytat kompletnie kompromituje autora tego „dzieła”. Taka piosenka przez 18 lat mojej obecności na Odrze nigdy nie była śpiewana i śpiewana być nie mogła. Z bardzo prostego powodu. To piosenka zespołu Horror Show, którego muzycy są kibicami… Zagłębia Sosnowiec. Czyli jednej z naszych największych kos. To jakby jakaś „była fanatyczka” przekonywała, że na Legii śpiewała pieśni Polonii Warszawa, ba, że to była jej „ulubiona przyśpiewka”.

Na meczu Odry Opole stałam na dole trybuny ultrasów. Usłyszałam, nie pierwszy raz zresztą, jak wykrzykują hasło: „Śląsk opolski zawsze polski!”, zupełnie zapominając, że Opole i te ziemie przez 600 lat były niemieckie. Odwróciłam się i zobaczyłam, że cały sektor tych kolesiów, z którymi chciałabym się kolegować, trzyma ręce wzniesione do góry w geście „Heil Hitler”. To było przerażające.

Kolejna idiotyczna bzdura, której jestem doskonale świadomy gdyż… sam odpowiadam za to, że w okolicach 2005 roku na stadionie przy Oleskiej zaczęto śpiewać „Śląsk Opolski Zawsze Polski!”, a potem promowałem to hasło m.in. przez przygotowanie 500 koszulek z tym hasłem na mecze wyjazdowe w Katowicach i Wrocławiu (tutaj te koszulki we Wrocławiu –http://foto.imgv.ziolo.eu/7b31606f2f531f609dac53a13f4f3b6620080511/kibice-odra-opole.jpg)

To po pierwsze, po drugie, w Opolu od końcówki lat 90 nie pojawiaj się właściwie w ogóle „hajlowanie”, ani gesty faszystowskie (wcześniej się zdarzały, przyznaję). W Opolu nie wykonujemy nawet gestu popularnego w innych klubach, który polega na tym że do pieśni przykłada się pięść do serca, a potem unosi się PIĘŚĆ (!) w górę. Tak jak jednak mówiłem, nawet taki gest w Opolu nie jest wykonywany i nie był nigdy, nawet przed 2005, kiedy wprowadziliśmy hasło SOZP jako element dopingu.

Albo pamiętam taką sytuację. W czasie poprzednich mistrzostw Europy oglądaliśmy w akademiku, w sali telewizyjnej, mecz Polska – Niemcy. Jakieś sto osób. Byli wśród nas studenci z Niemiec na wymianie. Remisowaliśmy prawie do końca, a potem jednak strzelili nam bramkę. Po meczu wszyscy wyszli przed budynek. I te sto osób otoczyło pięciu Niemców i zaczęło śpiewać „Rotę”. Że pokażemy im naszą potęgę.
Wstydziłam się za nas.

Abstrahując od idiotyzmu „wstydzenia się” za Rotę. Opolskie uczelnie wyższe nie współpracują z uczelniami niemieckimi, tylko z portugalskimi, hiszpańskimi i tureckimi. Nie słyszałem o ANI JEDNYM przypadku wymiany studenckiej na linii Opole – uczelnia niemiecka.

Pani ta przedstawia się również jako pracownica Empiku, na dziale książki. No cóż, w Opolu mamy dwa Empiki, z dziewczyną przez fakt że kupujemy dużo książek często tam bywamy, ale za cholerę nie przypominam sobie żadnej sprzedawczyni która by chociaż trochę przypominała panią na zdjęciu.

Co więcej, przez profil Stowarzyszenia kibiców Odry poszukaliśmy kogokolwiek kto by tą Panią znał, no cóż, mimo ponad 1000 fanów na FB, nikt tej pani nigdy nie widział, ani nie kojarzy. 

Nie piszę tego wszystkiego, aby uzyskać wasze współczucie, czy przekonywać, że jesteśmy wspaniali itd. Chciałbym uzmysłowić tylko na konkretnym przykładzie, że dziennikarze nie mają żadnych oporów moralnych przed pisaniem nawet „reporterskich” artykułów nie mających nic wspólnego z prawdą. Ot, napisać artykuł pod tezę, znaleźć fikcyjnego bohatera i wierszówka leci, a oburzeni obywatele biją brawo w komentarzach, że „to to kibolstwo takie durne i trzeba ich lać”.

(9.06.2012)

P.S.
W dniu 11 czerwca GW zamieściła wyjaśnienie autorki, które praktycznie nie jest żadnym wyjaśnieniem. Niemerytoryczność odpowiedzi potwierdza praktycznie, że zarzuty zawarte w liście są zasadne.

1 komentarz

Dodaj komentarz