Powoli, lecz systematycznie kryzysowe oszustwa sięgają miejsc, których dotychczas nie dotyczyły. Po lawinowym downsizingu w sklepach spożywczych, w których praktycznie nie można już kupić standardowej dotychczas kostki masła 250 g, lecz wszystkie zmniejszyły się do 200 g, zjawisko sięgnęło restauracji.
Do przeszłości należą już czasy, gdy spragniony wędrówką po mieście turysta zamawiał do obiadu ulubiony napój i bez problemu gasił nim pragnienie. Jeszcze niedawno w ogóle nie musiał sobie zaprzątać głowy myśleniem o jakimkolwiek problemie z tym związanym – dziś czekają go przykre niespodzianki.
Dawne standardowe butelki 0,5 lub 0,33 l wszystkich niemal serwowanych napojów, zarówno coli, gazowanych napojów, czy soków, kilka lat temu wyparte zostały przez gastronomiczne wersje butelek 0,25 l. Rzecz jasna w tej samej cenie, lub wyższej. Jednak i to było mało – od niedawna butelki znów zmieniły objętość: w większości restauracji jest to już tylko 0,2 l.
Razem z butelkami zmniejszają się też szklaneczki, z przyczyn oczywistych nie mogą nie być pełne…
Jeszcze rok temu częstoj słychać było w restauracjach głosy wśród gości: „nie zamawiaj soku, bo się nie napijesz, zamów ice tea” – te ostatnie napoje długo nie poddawały się bowiem gastronomicznej minimalizacji, podawano je w butelkach półlitrowych.
Niestety, to już koniec marzeń, również i te napoje podawane są w tym roku często w mikroskopijnych buteleczkach 0,25 l. Jedynym produktem, którego dawek nikt nie ośmielił się zmniejszyć, jest piwo, zawsze podawane w szklanicach co najmniej 0,5-litrowych. No, ale nie każdy lubi piwo i nie mogą się nim uraczyć też kierowcy.
Ponieważ nie wszyscy zdążyli zarejestrować w świadomości szybko postępujących zmian, polecamy: sprawdzajcie pojemność szklanek napojów w menu, by uniknąć niemiłej niespodzianki.
5.08.2014