Trwa zdumiewająca niewydolność polskiego wymiaru sprawiedliwości i łaskawość wobec komunistycznych zbrodniarzy, m.in. Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka. Bezustannie stosowane są tricki prawne mające na celu przedłużanie procesów, ucieczka w choroby i starość. Latami chorują sędziowie albo oskarżeni, procesy zaczynane są od nowa, itp.
Dyktator Egiptu został w ciągu roku od obalenia osądzony i skazany – mimo choroby był przywożony na leżąco na salę sądową.
Polacy zaś bezsilnie patrzą od lat na sądową hucpę i niemożność ukarania zbrodniarzy PRL. W ostatnich dniach dowiedzieliśmy się o dwóch kolejnych skandalicznych zdarzeniach:
29 czerwca do Sądu Okręgowego w Warszawie wpłynęła ekspertyza biegłych lekarzy, że oskarżony o kierowanie zbrojnym związkiem przestępczym gen. Jaruzelski jest „stale niezdolny do udziału w procesie”. Kolejne badanie sąd zleci za pół roku…
Taka sama opinia ochroniła w ubiegłym tygodniu innego zbrodniarza, byłego ministra spraw wewnętrznych PRL, Czesława Kiszczaka, który stanął przed sądem za przyczynienie się do śmierci górników z kopalni „Wujek”. Z powodu „ciężkiej choroby” nie może on uczestniczyć w procesie, m.in. dlatego, że stracił niemal całkowicie słuch.
Tymczasem dziennikarze „Faktu” dokonali dziennikarskiej prowokacji i udowodnili, że Kiszczak doskonale słyszy i mimo „choroby” zajęty jest budową nowego domu letniskowego nad jeziorem Omulew na Mazurach. Nie ma siły udać się na salę sądową, ale ma siłę jedzić na Mazury i doglądać prac budowlanych.
„Superexpress” doniósł zaś, że w czasie gdy sąd przyjmował orzeczenie biegłych, Kiszczak z zapałem pracował w swoim ogródku.
W normalnym kraju Kiszczaka i sprzedajnych lekarzy czekałby proces o oszustwo, a niereagujący na oszustwa sędziowie byliby zawieszeni w wykonywaniu zawodu.
W normalnym kraju…